Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
nana
Profesor LSM
Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 18:56, 26 Sie 2011 Temat postu: |
|
póki pamiętam ten cudowny mecz, ktory sędziowałam chce tu to zapisać dla upamiętnienia.
Koty na Tęczy grały z Czernowymi Kapturkami z Nienacka. Kotom cąłkiem nieźle szło na Koty. Mieli już za sobą kilka brawurowych akcji i w końcu nadszedł czas mojej ulubionej akcji.
Estera naciera, biegnie samotnie w kierunku bramki przeciwnika. Jaga już przyszykowana, obserwuje uwaznie Esterę i ja chcąc chcąc zachęcić Esterę krzyczę:
- Dajesz Estera!
Jakie było me zdzwienie gdy Estera błyskawicznie podała do mnie kafla. Nie zwrociła tylko uwagi, że podaje do sędziego. Wszyscy w śmiech, ja sama klękłam na ziemi nie mogąc zaczerpnąć tchu.
Estera powiedziała wówczas tylko:
- Krzyczałaś "dajesz" no to dalam :D
A na przerwie (czy już po meczu) dodała jeszcze: "Nie krzycz do mnie jak mam kafla" :D:D:D:D:D
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Julke
Profesor LSM
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 12:53, 27 Sie 2011 Temat postu: |
|
Bezduszny napisał: | nope, nie śniło. Czysta prawda. Kuba odpędzając dementora coś przezabawnie przekręcił ale już nie pamiętam co xD (teraz już możesz pisać następny post) |
"nikt tu nie ukrywa broni pod płaszczem".
anyway nie myślcie sobie, że ignoruję myślodsiewnię. Jak Jagna, Buba i Hana dobrze wiedzą, nienajlepszy ze mnie skryba, ale od poniedziałku będę miała czas, żeby się za to porządnie zabrać. A póki co:
Nocne straszenie!
Koło drugiej w nocy drzwi otworzyły się z trzaskiem. Wyrwana ze snu, ledwo zarejestrowałam skąpaną w czerwonym świetle postać stojącą w progu. Natychmiastowa reakcja? Desperacko starałam się wymacać różdżkę w kłębowisku ciuchów leżących przy łóżku.
No, to tyle, jeśli chodzi o stałą czujność.
- Haba baba duchy haba baba za pięć minut na dole haba baba haba baba haba baba ubierzcie się ciepło. - powiedziała pani rektor, po czym zamknęła za sobą drzwi, pogrążąjąc nasz pokój w ciemności.
- Czy ty też zrozumiałaś tylko "duchy za pięć minut ubierzcie sie ciepło"? - Spytała zaspana Trino.
- Mhm. - Spojrzałam na zegarek. - Druga w nocy jest. Śpimy dopiero od godziny.
Gwałtownie obudzona, uznałam najwyraźniej tę informację za kluczową dla przedsięwzięcia. Albo tylko mi się wydawało, że powiedziałam to na głos. Ze mną nigdy nie wiadomo.
Uzbrojone w różdżki i scyzoryki zeszłyśmy, przyświecając sobie Lumosem, na dół. Powitały nas potępieńcze jęki, w takt których profesor Łukasz udzielił nam szczegółowych informacji, z których zrozumiałam "haba baba" i że mamy szukać na dziedzińcu dziewięciu gwiazd, które spadły. Wspaniale! One tak ładnie błyszczą w świetle Lumosa - będzie szpas! Dalej mamy...
- Okej, mamy już dziewięć gwiazd! - oznajmił ktoś radośnie.
Szpas.
Podzieleni na grupy, rozeszliśmy się na różne strony. Duch mój i Trino, według Leksykonu, nawiedzał zamkowe komnaty (które obeszłyśmy), dziedziniec (który obeszłyśmy) i najwyższą wieżę (która była zamknięta).
Przysiadłyśmy na ławce z dziwną japą wyrzeźbiona z brzegu, zastanawiając się, co dalej. To znaczy Trino się zastanawiała, a ja z zapałem próbowałam wcisnąć kciuk w świeczkę.
- Jak wam idzie, kadetki?
- Pfsymhamm.
Na szczęście język Trino zadziałał lepiej niż mój, i objaśniła Łukaszowi naszą sytuację.
- Może popróbujcie na innych wieżach?
Znalazłyśmy symbol czaszki gdzieś na krużgankach. Po drodze minęłyśmy koło czterech znaków, wszystkie już oświeczkowane, i pogratulowałyśmy sobie naszej lamowatości. Tak czy inaczej, z poczuciem dobrze wykonanej roboty, poszłyśmy do łóżek.
Ale najpierw pospacerowałyśmy sobie po zamku.
Już w pokoju, Trino, kładąc się do łóżka, powiedziała:
- Ej Julke, Kiedy Estera nas obudziła, to było niesamowite. Moje myśli biegły mniej więcej tak: "Ktoś wchodzi! - Gdzie jest moja rózdżka?! - Uff, to pani rektor."
- Haha, no. - Odpowiedziałam, odwracając się do niej plecami. Cóż. Moje myśli biegły, "Ktoś wchodzi! - Gdzie jest moja różdżka?! - To pani rektor. - GDZIE JEST MOJA RÓŻDŻKA?!"
|
|
Powrót do góry |
|
|
K.
Auror
Dołączył: 06 Wrz 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ogrodzieniec/Charzykowy
|
Wysłany: Pon 11:48, 29 Sie 2011 Temat postu: |
|
To może coś o śmierciożercach?
Siedzieliśmy sobie na Rycerskiej jakąś większą grupą czekając na coś... obiad lub zajęcia, jeżeli mnie pamięć nie myli. W pewnym momencie podszedł do mnie zafrasowany Piotr.
- Karol, mamy problem z czajnikiem w pokoju!
Eee?
-Jak duży?
- *sekunda wahania* Spory.
-Okej, no to chodźmy.
Wyszliśmy z Rycerskiej i skierowaliśmy się na dziedziniec. Przez cały czas zastanawiałem się, czy rzeczywiście nasz ukochany czajniczek, źródło błogosławionej gorącej wody niezbędnej do uwarzenia zupki chińskiej rzeczywiście szlag trafił, czy Piotr po prostu chciał mnie wyciągnąć z Rycerskiej? Okazało się, że to jednak ta druga możliwość, gdy skierowaliśmy się w miejsce większości prowadzonych na AA konspiracji - za scenę.
- Karol, reprezentuję grupę czarodziejów, którzy byliby bardzo zainteresowani współpracą z Mundungusem - zaczął Piotr. Szlag, to znaczy, że kiepsko się "ukryłem".
Bla, bla, bla. Wyszło, że Piotr współpracuje z Dumbledorem i całą grupą walczącą ze śmierciożercami. Niestety w rozmowie, bardzo inteligentnie z resztą, zasugerowałem, że śmierciożercy prawdopodobnie uznają mnie za zbytnie zagrożenie, ponieważ będę mógł się na nich wypiąć poznawszy tożsamość Voldemorta i być może, gdybym wiedział, kto jest kim, ze szczególnym uwzględnieniem Dumbledore'a, to mógłbym im zaoferować jego tożsamość w zamian za tożsamość Voldemorta.
Skutek?
Zostałem w następnej turze postawiony w stan oskarżenia, bodajże właśnie przez Piotra lub Kubę i skazany na Azkaban.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuba
Auror
Dołączył: 08 Kwi 2011
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 23:17, 29 Sie 2011 Temat postu: |
|
Ponieważ trzymanie cię było zbyt niebezpieczne! W każdej chwili mogłeś zdradzić stronę czarodziejów i wyjawić Voldemortowi Dumbledore'a!
|
|
Powrót do góry |
|
|
K.
Auror
Dołączył: 06 Wrz 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ogrodzieniec/Charzykowy
|
Wysłany: Wto 5:52, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
Ależ oczywiście Kuba, dla mnie to całkiem zrozumiałe i zrobiłbym to samo na waszym miejscu :P
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jaga
Głos Rozsądku
Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: z Nienacka
|
Wysłany: Czw 1:09, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Dzisiejsza rozmowa z Julke zainspirowała mnie do napisania w jaki sposób znalazłam się w grupie Estery. Zacząć należy od mojej postaci, otóż od pierwszych rolplejowych zlotów, miałam jedną taktykę dotyczącą tworzenia postaci. Zakładającą, że moje poglądy pozostają nie zmienne (na szczęście są na tyle szerokie, że pasują do białej i czarnej strony) oraz, że wszystkie wydarzenia, które mają miejsce na zlotach i turnusach budują moją postać.
Jadąc na AA miałam jeden problem, na Toujours Pur użyłam zaklęcia niewybaczalnego… i to skutecznie. Do przedwczoraj było to pierwsze i ostanie niewybaczalne w moim życiu. A była to avada rzucona na Katiosze. Byłam pewna, że pytanie oto wydarzenie padnie na rozmowie wstępnej. Dlatego czekając w kominkowej, głównie powtarzałam w głowie wyjaśnienia. Ogólna idea była taka, że dostałam od ministra wolną rękę i jeżeli coś zagraża ministerstwu to mam robić co uważam za słuszne. A gdyby informacje, które znała Katiosza doszły do rosyjskiego ministerstwa to polskie miało by spory problem. Jedynym sposobem na pewne uniemożliwienie Katioszy przekazania informacji jest zabicie jej, a avada zapewnia najszybszą śmierć i mam wrażenie, że bez bolesną.
Powracając do Grodźca. Sala kominkowa. Pozostało już tylko kilka osób czekających na rozmowę. Słyszę, że ktoś schodzi po schodach. Żeby jak najbardziej skrócić oczekiwanie innych, wstaję i zaczynam wchodzić. Po drodze zauważam schodzącą Esterę, która jak tylko mnie zauważyła też zaczęła wchodzić na górę. Siadam w sali książęcej, widzę teczkę z moim nazwiskiem i ksywą, a w środku moje CV i kilka zdjęć, na razie wszystko przebiega tak jak się spodziewałam.
Pierwsze pytanie. To na pewno było pierwsze, resztę napiszę w randomowej kolejności.
„Dlaczego chcesz zostać aurorem?”
Brilliant, chyba wszyscy spodziewali się tego pytania. Czas zrobić sobie podstawę na pytanie o Katiosze.
„Minister stwierdził, że zwykle zjawiam się w miejscach gdzie dzieją się dziwne rzeczy. W miejscach w których przydałby się ktoś z wiedzą, doświadczeniem i PRAWAMI aurora.”
„Co sądzisz o prawie umożliwiającym aurorom użycia zaklęć niewybaczalnych”
„Uważam, że zwykle nie ma potrzeby użycia niewybaczalnych. Można spokojnie sobie poradzić innymi zaklęciami”
Zabrzmiało to dosyć niewinnie, ale gdyby padło pytanie o Katiosze, wyszłoby, że raczej chodziło mi o to, że użycie avady zapewnia szybką śmierć, a oddanie czarnoksiężników dementorom jest o wiele bardzie satysfakcjonujące.
„Jak z twoją czystością krwi?”
„Dosyć zacnie, pochodzę z rodów Wrońskich i Blacków.”
„Nie uważasz poglądów Blacków za zbyt… radykalne?”
„Prawdę mówiąc to tak, niektóre wynalazki mugoli są warte uwagi.”
W tym momencie, wyjmują z mojej teczki zdjęcie z aparatem.
„Widzę, że obsługa tego mugolskiego urządzenia zwanego aparatem nie jest ci obce.
„No, nie jest”
„Ale zdjęcia istnieją też w magicznym świecie. Czy jesteś wstanie zrobić zdjęcia, które się poruszają?”
„Oczywiście, że jestem, ale w okolicy kręci się tylu mugoli, że trzeba strasznie uważać z każdym przejawem magii.”
„Oczywiście masz rację. Potrzebujemy w akademii ludzi, którzy zwracają uwagę na takie sprawy.
Szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Trener i kapitan drużyn quidditcha. Rozumiem, że ze sprawnością fizyczną nie masz żadnych problemów??”
„Oczywiście, że nie.”
„To wszystko. Dziękuje.”
Koniec? Już?
„Dziękuje.”
Pytanie, na które czekałam przez całą rozmowę, nie padło. Za to z wyszło, że moja postać jest przeciwko niewybaczalnym. Następnego dnia Nana stwierdziła, że bardzo zdziwiła ją nasza rozmowa i spodziewała się, że będę bardziej bezlitosna dla czarnoksiężników…. Ja też się spodziewałam.
Kilka dni później. Toperz pod pozorem opowiedzenia mi kawału, prowadzi mnie do książęcej. Tam odbywa się wstępny werbunek do grupy Estery. Chyba byłam jedną z pierwszych osób, która widziała rolplajucęgo Toperza. Padły standardowe pytania. Czy ufam Esterze? Co sądzę o niewybaczalnych? Więc gadaliśmy patrząc w dal przez okno książęcej. Znając mnie i Toperza domyślacie się pewnie, że nie padło zbyt wiele słów. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, wymieniliśmy kilka porozumiewawczych spojrzeń. Na koniec Toperz powiedział:
„Takich odpowiedzi oczekiwałem. Przemyśl moją propozycję. Wkrótce spotkamy się znowu.”
I tutaj następuje wydarzenie na które dopiero zwróciłam uwagę na dzisiejszej rozmowie z Julke.
Otóż wychodząc z łazienki na czwartym piętrze zauważyłam, że w miejscu gdzie była pierwsza wiadomość od Doriana wisi druga kartka. Podchodzę i czytam. „Nie wierzcie żonglerowi, wrobili mnie, nie mówcie kadrze.” I w tym momencie po raz pierwszy w mojej głowie pojawiły się wątpliwości, drugi raz pojawiły się dopiero pod sam koniec turnusu, kiedy to Estera mówiła o pierścieniu z szaleństwem w oczach. Z jednej strony zgadzam się z poglądami Estery i jeżeli Estera rzeczywiście chce nas nauczyć czarnej magii to może być ciekawie, poza tym TOPERZ mnie zwerbował. Z drugiej strony odezwało się moje pragnienie prawdy i sprawiedliwości. Czy Dorian jest winny? Co teraz zrobić? Na 99% jestem jedyną osobą, która dotychczas widziała tą wiadomość, więc mam sporą możliwość wyboru. Ale podejmować decyzję samotnie byłoby dość głupie. Na korytarzu nikogo nie ma, ale za to są drzwi do pokoju Julke i Trino. Wbijam do środka, Trino nie ma, ale za to Julke jak zawsze się opierdala. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Julke jest u Nany. Właściwie wiedziałam tylko, że grupy Nany i Estery powstają i że Toperz jest u Estery.
„Oh hi, Julke. Znalazłam coś ciekawego przed twoim pokojem.”
Julke czyta wiadomość od Doriana i ustalamy, że kartkę trzeba zabrać z widoku i dać reszcie kadetów do przeczytania. Z naszej rozmowy dowiedziałam się też, iż Julke prawdopodobnie uważa, że Dorian jest raczej niewinny.
<Julke, jeśli cały czas czytasz tego posta, proszę opisz to z twojej strony, jesteś takim dobrym skrybą :)>
Potem pokazałam wiadomość Toperzowi, spytał mnie czy cały czas ufam Esterze, odpowiedziałam, że i owszem. A kilka godzin później odbyło się pierwsze spotkanie grupy Estery na jakim byłam i czas na wątpliwości się skończył.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ovca
Profesor LSM
Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 384
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 12:43, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Jaagaaaa, kocham Cię.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Julke
Profesor LSM
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 17:12, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Otóż siedziałam sobie spokojnie i się opierdalałam, kiedy nagle do pokoju wbiła Jaga.
- Oh hi, Julke. Znalazłam coś ciekawego przed twoim pokojem.
Dorian znowu zostawił dla nas wiadomość. Wiadomość, w której ostrzega nas przed panią rektor. Człowiek, który według niej jest niebezpiecznym szaleńcem...
I już drugi raz nie zabił nas, chociaż spokojnie mógł to zrobić.
Oczywiście podzieliłam się moją kminą z Jagą. W tamtym momencie spodziewałam się, że faktycznie to pani rektor okaże się czarnym charakterem, a Dorian niewinnym, wrobionym przez nią aurorem. Stąd ciśnienie na veritaserum. W każdym razie odpowiedzi Jagi, choć jak zazwyczaj SKĄPE, sprawiły, że postanowiłam zaproponować jej kandydaturę do grupy Nany.
Na drugim chyba spotkaniu, w składzie ja - Buba - Hana - Julia (i, oczywiście, Nana) rzuciłam:
- Uważam, że bardzo... pożądanym sojusznikiem byłaby dla nas Jaga. Nie wydaje mi się, żeby ufała Esterze w stu procentach.
- Może i nie, ale czy my ufamy jej?
- Pamiętajmy, że ona jako jedyna z nas użyła TEGO zaklęcia. A może zapomniałaś już o Katioszy?
Well. Katiosz, pamiętamy. [*]
Dżaga, zainspirowałaś mnie, żeby napisac, jak ja się znalazłam w grupie Nany. Ale to jak będę miała gdzie mieszkać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Trino
Profesor LSM
Dołączył: 01 Paź 2009
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Trójmiasto <3
|
Wysłany: Pią 23:22, 02 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Ha, nareszcie i ja mam czas i siły, żeby zacząć spisywać wspomnienia. Jak już część z Was słyszała, mam ambitny plan, żeby spisać wszystko w formie opowiadania (zresztą pewnie nie jestem jedyna). Ogólnie mam spory problem z chronologią, więc przydałaby mi się pomoc. Ale, ale. Mały teaser, czyli dementor w pociągu:
Grodziec Express (który, w związku z dorocznym generalnym strajkiem goblinów, od 1973 roku kursuje tylko do Wrocławia), zatrzymał się nagle w szczerym polu. Drzwi któregoś wagonu otworzyły się i do środka weszła samotna postać w czarnej pelerynie. Uważny obserwator wyczułby nagłe obniżenie temperatury... lecz jedyny uważny obserwator znajdujący się wtedy w Grodziec Expressie (reszta musiała się jeszcze wiele nauczyć) smacznie spał.
Nagle rozległ się pisk odsuwanych drzwi przedziału. Pani Rektor (stała czujność!) uniosła głowę; Bezduch i Kuba zwrócili twarze w stronę przybysza; Julke musiała akurat śnić o jakimś szczególnie szczęśliwym wspomnieniu, bo nie zaszczyciła dementora nawet przelotnym spojrzeniem spod półprzymkniętej powieki.
Dementor zaś stał w wejściu do przedziału, wysysając szczęście z czwórki czarodziejów i starając się nie myśleć o Lordzie Vaderze. Po chwili usłyszał głos Kuby:
- Nikt tu nie chowa... broni pod peleryną, odejdź.
W obliczu tak niespodziewanego błędu w cytacie dementor zapragnął nagle strzelić facepalma, ale się opanował. W powietrzu unosiło się teraz tyle niepewności, że żywienie się emocjami tych ludzi na chwilę przestało mieć sens. Upiór postanowił jednak uratować swoją godność, obdarzając młodego czarodzieja przeciągłym, klimatycznym spojrzeniem (o ile można to tak nazwać).
Kaptur zsunął mu się z twarzy. Poprawił go mało dementorzym ruchem ręki.
Pragnął jak najszybciej się ulotnić, ale musiał czekać na odpowiedni moment. Ponownie wciągnął powietrze z głośnym świstem; tym razem musiał to przyznać przed samym sobą - myślał o Lordzie Vaderze. Poza tym, aktualnie powietrze przesiąknięte było powstrzymywanym śmiechem, co wcale nie ułatwiało mu trzymania resztek klimatu.
- Expecto Patronum - powiedział wreszcie Kuba, celując różdżką w nieproszonego gościa. Dementor dla czystej przyzwoitości zaczekał na pojawienie się patronusa i dał dyla na korytarz, po czym wyruszył w dalszą wędrówkę po przedziałach (co już widocznie nikogo nie obchodziło).
Po drodze minął dość zaskoczoną Trino, która wracała właśnie z łazienki, lecz w ogóle nie zwrócił na nią uwagi. Gdy zdezorientowana czarodziejka wróciła do przedziału, Bezduch i Kuba częstowali Panią Rektor czekoladą.
- Czeeeść, czy coś mnie ominęło? - spytała niepewnie, ale jakoś nikomu nie chciało się wszystkiego tłumaczyć.
|
|
Powrót do góry |
|
|
estera
Profesor LSM
Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Lublin
|
Wysłany: Sob 0:34, 03 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Dziś przy kończeniu zdjęć zamyśliłam się chwilę nad ostatnim, właściwie dwoma czy trzema ostatnimi. I właściwie wspomnienie to żadne, ale co tam.
Ostatni wieczór, przygotowujemy indeksy i odznaki. Cisza, spokój, stało się już wszystko co się miało stać. No poza tym jednym, co miało za chwilę nastąpić.
Miałam w głowie jakąś bardzo mądrą mowę końcową, ale kompletnie wszystko zapomniałam zanim weszliśmy na górę.
Pamiętam to kadrami. Łuna światła świeczek i Wy stojący w półkolu. Półmrok, za mną leżą indeksy i odznaki. I doskonale wiem co mam zrobić, ale jakoś z tym zwlekam, jeszcze chwilę, kompletnie nie wiedzieć czemu.
Spojrzenie na lewo - panowie. Michał, Łukasz, Adam. Rzut oka w prawo - Natalia. Przede mną - Wy. Wszyscy w jednym miejscu. Wszyscy tak spokojni i skupieni.
Wciąż jeszcze nie rozpoczynam.
Znowu rzut oka w prawo - Natalia kiwa głową.
No więc dobrze. Głęboki oddech, krok do przodu.
Tych kilka(naście) sekund, przez które to wszystko trwało, zanim zaczęłam mówić, tak silnie wyryło mi się w pamięci. W odróżnieniu od tego, co nastąpiło później.
Nie pamiętam co ja wtedy mówiłam, ani jak to zrobiłam. Wiem tylko, że wrażenie było niepowtarzalne. Jak z mojego pierwszego LSMu, 9 lat temu, tylko że byłam wtedy po tej drugiej stronie.
I w głowie tylko ta świadomość: 'Przede mną stoją pierwsi w historii Aurorzy.'
Ostatnio zmieniony przez estera dnia Sob 0:43, 03 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jaga
Głos Rozsądku
Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: z Nienacka
|
Wysłany: Sob 3:01, 03 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Miałam opisać finał, ale stwierdziłam, że skoro mam w planie opisanie jeszcze kilku wydarzeń to czemu nie zrobić tego chronologicznie. A więc dzisiaj, czas na duchy.
Ostatnie moje wspomnienie kończyło się w momencie mojego zwerbowania. W między czasie dostałam zadanie zwerbowania nowej osoby. Padło na Trino. Odbyło się też kilka spotkań grupy Estery, na których Pani Rektor kazała zwerbować więcej osób oraz wspomniała też o jakiś nocnych zajęciach, nie powiedziała kiedy one się odbędą, ale że mamy być zawsze gotowi.
Jakimś dziwnym trafem tego dnia, grupa Estery nie kładła się dość długo spać. Sama nie zauważyłam tego dziwnego przypadku, chyba dopiero Buba zwróciła mi na to wydarzenie uwagę. Faktem jest, że Flu, Yuki i ja chyba kierowane jakimś aurorskim instynktem nie kładłyśmy się długo spać, nie pamiętam na temat czego miałyśmy wtedy fazę. Kiedy zrobiło się już dość późno wdrapałam się na swoje łóżko, Hana i Buba wyszły jeszcze ostatni raz na wieżę. Już w pół śnie zarejestrowałam ich powrót, chyba ze strony Hany padło jakieś pytanie o quidditcha. I w tym momencie do dormitorium wpadła pani Rektor. Pragnienie snu odeszło szybko w niepamięć. Dorian postanowił się zabawić i zesłał nam na głowę kilkanaście duchów. Chętni proszeni są o pomoc. Brilliant. Nocne polowanie na duchy. Będzie fan. Zaczęłam schodzić z łóżka, kiedy dotarł do mnie zaspany głos śpiącej pode mną Stanleyowej.
- Tak mi się nie chce wstawać. Muszę tam iść?
- Pani Rektor mówiła, że dla chętnych. Więc, nie musisz iść jak nie chcesz.
- To dobrze. - Powiedziała, ponownie zapadając w sen.
Sweter Weasleyów, różdżka, latarka. Chyba wszystko mam. Zaczynam szybko schodzić na dół. Kiedy dotarłam na dziedziniec zaczął już się formować dwuszereg. Stanęłam za Flu. Zewsząd dochodziły odgłosy duchów.
Kiedy już wszyscy się zebrali, Profesor Łukasz szybko wytłumaczył nam sytuację. Zamek nawiedziło około dziesiątki duchów. Podzielcie się, niech każda grupa wybierze ducha, którego zamierza wypędzić, zabierze kawałek gwiazdy, który spadł na dziedziniec i niech wyruszy na poszukiwania.
Żeby nie robić zbędnego chaosu stwierdziłam:
- Zostańmy w tych parach w jakich stoimy w dwuszeregu!
I w ten sposób znalazłam się w grupie z Flu. Ponieważ wszyscy rzucili się do książki o duchach, to zaczęłyśmy od poszukiwań gwiazdy. Przeszłyśmy się trochę po dziedzińcu , kiedy to dostrzegłyśmy migoczące w świetle lumosa kawałki gwiazd leżące na boisku quidditcha. Zabrałyśmy jeden i zbliżyłyśmy się, już do trochę mniejszego tłumu przy książce. Kiedy już udało nam się dorwać do książki, wyczytałyśmy w niej, że nasz duch, Husarz z zamku Krzyżtopór, pilnuje zamkowych murów i bramy wjazdowej. Ruszyłyśmy, więc na obchód murów, ale niestety nie znalazłyśmy naszego ducha. Powróciłyśmy więc na dziedziniec, gdzie spotkałyśmy Psora Łukasza, który powiedział nam, że nasz Husarz upodobał sobie ostatnio przeskakiwanie przez poręcze w wysoko położonych miejscach. Udałyśmy się więc na krużganki, dotarłyśmy właśnie do ulubionych schodów Nany (które schodzą na dół tylko po to, żeby za chwilę prowadzić na górę), kiedy go zobaczyłyśmy. Duch Husarza na wielkim koniu, do jego pleców przymocowane były śnieżnobiałe skrzydła. Przegalopował dostojnie tuż przed naszymi twarzami i przeskoczył przez poręcz. W tym momencie przez moją głowę przeszły myśli:
„Dlaczego on jeździ po krużgankach, czy te przejścia nie są dla niego za małe, nie haczy skrzydłami o sufit? Oczywiście, że nie haczy, jest przecież duchem, przenika przez mury. Ale dlaczego on skacze przez tą poręcz, wiem że konie lubią skakać przez przeszkody, ale żeby z krużganków?…” Nie wiadomo do jakich wniosków bym doszła, gdyby ten wywód trwał dalej. Ale wtedy nie czas był na rozmyślnie o zwyczajach duchów, trzeba było działać i wykonać zadanie. Flu zapaliła świeczkę w miejscu w którym husarz wyskoczył z krużganków. Zamknęłyśmy oczy, powiedziałyśmy wszystkim znaną frazę trzy razy. Otworzyłyśmy oczy, świeczka zgasła.
- To chyba znaczy że duch zniknął.
- Chyba tak.
Kiedy wracałam do wieży północnej spotkałam Toperza.
- Idę zwerbować Idealnego. – Powiedział.
- Powodzenia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Julke
Profesor LSM
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 0:28, 04 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Dzień, w którym szkolenie słuchu przerwał alarm. Siedzieliśmy w parach rozmawiając szeptem, kiedy nagle odezwały się syreny. Wrażenie dodatkowo potęgował fakt, że mieliśmy na oczach opaski.
Oczywiście, był to pierwszy - i ostatni - wieczór, którego nie wzięłam różdżki. (O niee, zeszłam już na półpiętro! Nie będę wchodziła po różdżkę aż PÓŁ PIĘTRA!)
- Zostańcie tutaj, wszystko jest pod kontrolą! Powtarzam: jesteście całkowicie bezpieczni!
Pościągaliśmy opaski; osoby przy oknach zaczęły relacjonować urywanymi zdaniami, co się dzieje na zewnątrz. Po chwili dostaliśmy polecenie udania się do dormitoriów.
Stwierdziłam, że nie wysiedzę na czwartym i szczęśliwie byłam na trzecim, kiedy do pokoju dziewczyn wbiła Nana. Która godzinę wcześniej zapewniła mnie, że będę mogła zostać dziesięć minut po zajęciach, żeby aktywować konto na Pottermore.
- Hej Nana, dzięki za możliwość aktywowania konta na Pottermore! - Powiedziałam z uśmiechem.
- Aaa, faktycznie! Słuchaj, zejdź za kwadrans do Niemca, aktywujesz sobie.
- Mam zejść SAMA do NIEMCA po tym alarmie?! Dobra, Pottermore chyba sobie poczeka.
- Dobra, to... - Nanie błysnęło w oku - Albo wiesz co? Chodź teraz ze mną.
Mimo towarzystwa pani profesor ściskałam kurczowo różdżkę przez całą drogę. Na miejscu profesor Nana zajrzała do Niemca i szybko pociągnęła mnie za sobą do Rycerskiej. Stałyśmy chwilę obok siebie w kompletnej ciemności, kiedy nagle włączyła światło i jednocześnie zaczęła mówić:
- Nie mamy wiele czasu. Pani rektor robi dodatkową kontrolę zaklęć ochronnych na wszelki wypadek, ale nie chciałabym, żeby nas tu znalazła.
Och.
- Dało się na pewno zauważyć, że nie podzielam jej zapatrywań na walkę z czarną magią. Na rozmowie wstepnej zwróciłaś moją uwagę jako osoba podzielająca moje poglądy na ten temat...
Ojoj.
Otóż jako że mam nazwisko na W, moja rozmowa odbyła się koło drugiej w nocy. Było zimno. Wchodząc po schodach desperacko próbowałam powstrzymać dygotanie.
Wcześniej stwierdziłam, że po tym, jak otworzyłam Komnatę Tajemnic w Czosze, profesorowie Akademii Aurorów będą potrzebowali solidnych podstaw, żeby przyjąć mnie w szeregi elitarnych pogromców zła. A zatem postanowiłam, że moim motywem jest pragnienie przywrócenia mojemu rodowi dobrego imienia, pretekstem - współpraca z brytyjskim Ministerstwem Magii w kwestii finału mistrzostw quidditcha 2012 (jak większość już wie, papierkowa robota sfinalizowana, zaczynam pracę u nich od października!).
Na większość pytań odpowiadałam powoli i bezsensownie, aż w końcu pani rektor zadała kluczowe, jak się miało okazać, pytanie:
- W pracy aurora często znaleźć się można w podbramkowych sytacjach. Co sądzisz o użyciu w takim wypadku Zaklęć Niewybaczalnych?
- Uważam, że są inne zaklęcia, którymi można sobie poradzić w takich sytuacjach.
Ale nie trzeba.
- A zatem jesteś przeciwna ich użyciu?
Jeśli powiem "nie", zapytają o Komnatę. Jeśli powiem "nie", zapytają o Komnatę. Jeśli powiem "nie"...
- Oczywiście. Jeśli zaczniemy używać środków takich samych jak czarnoksiężnicy, środków, za których użycie skazujemy ich nawet na pocałunek dementora, to czy będziemy od nich lepsi?
- A więc jesteś przeciwna stosowaniu pocałunku dementora jako kary? - Wtrąciła profesor Nana.
Julke, któregoś dnia nauczysz się zamykać japę i nie mówić więcej, niż potrzeba, prawda?
- Uważam, że to najgorsze, co może człowieka spotkać. Żyć jak... Roślina.
- Jak pusta muszla. - Nana wyraźnie się wzdrygnęła.
- ...Dlatego chciałabym cię wtajemniczyć w mój plan. W tym momencie niewiele możemy zrobić. Przede wszystkim ja osobiście nie mogę robić zbyt wiele, pani rektor mnie uważnie obserwuje. Na razie chcę, byś zwerbowała jedną osobę.
- Pani profesor ma na myśli kogoś konkretnego?
- Niestety, zaklęcia rzucone podczas rozmów wstępnych uniemożliwiają mi ujawnianie ich przebiegu. Będziesz musiała zdać się na swoje zdolności wywiadowcze. I jeszcze jedno... Odpowiedzi, jakie słyszałyśmy na tej rozmowie, były niekiedy bardzo zaskakujące. Osoby, po których w ogóle bym się nie spodziewała... Cóż - Nana wyjrzała za okno - wyjdź pierwsza, zaraz do ciebie dołączę.
Kmina... Rozpoczęta. O, i wygląda na to, że jestem przeciwna używaniu przez aurorów Niewybaczalnych!
A co się będę, wakacje są.
- Hej Buba!
- Hmmm?
Zaczęłam werbować Bubę jeszcze przed śniadaniem. Miałam gwarancję, że gdyby okazała się zwolenniczką Niewybaczalnych, nie pamiętałaby tej rozmowy.
- Zauważyłaś, że nikt nie został ukarany za używanie Niewybaczalnych na przedwczorajszej eskorcie?
- Aha. Byłam pewna, że dostaną chociaż reprymendę*
"Dostaną". Moje podejrzenia się sprawdziły - Buba nie miotała klątwami.
- W ogóle niezbyt mi się to podoba, jeszcze ta lekcja zaklęć - widziałaś, co rzuciła Estera.
- No, dokładnie. W końcu mamy z tym walczyć, nie?
Bingo.
- Widzisz Buba, ty i ja ze względu na nasze korzenie często jesteśmy niesłusznie osądzane. Dlatego pomyślałam o tobie, kiedy usłyszałam, że powstaje grupa... cóż. Opozycji, z braku lepszego słowa.
Tak zdobyłam Bubę. Tego wieczora miało miejsce trzyosobowe spotkanie. W moich notatkach stoi: "Nana poleciła Bubie zwerbować trzecią osobę. Nam natomiast powiedziała, że będziemy musiały zdobyć veritaserum." Jako że Nana zarzeka się, że pomysł wyszedł od nas, była to zapewne dzika idea która sama się zasiała.
Następnego dnia odbyła się pierwsza lekcja eliksirów, i jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że warzyć mamy veritaserum!
* Buba użyła innego słowa, ale to będzie na jakimś forum, a to Ci nie pokażę
____________
...chciałam dojść aż do werbunku Złotego, który był jednym z moich ulubionych momentów, ale piszę już koło godziny, toteż... chyba wystarczy. Jutro wyjeżdżam, ale być może pobłogosławią mnie we Wrocławiu bogowie internetu, i wrzucę lekcję eliksirów (której nie sposób pominąć!)
Nana, mam nadzieję, że wciąż to czytasz, bo jesteś jedyna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
estera
Profesor LSM
Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Lublin
|
Wysłany: Nie 11:25, 04 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Co do veritaserum...
Popołudnie dnia któregoś tygodnia drugiego. Obiad, po obiedzie jakoś wyjątkowo chwila spokoju. No dobra, jest Michał, przejdę się z nim, pokażę taras i kilka innych miejsc.
Z tym, że Buba akurat zapragnęła kawy z naszego ekspresu. Żeby nie było - dobrej kawy z Warszawy, którą mnie miała uraczyć zresztą za umożliwienie jej zrobienia.
Czekając aż ekspres skończy pluć i bulgotać Buba opowiada, że znalazła jakieś przejście, do którego wcześniej nie było dostępu. 'Jakie znowu przejście?' Pokazuje klucz ('Skąd ona to u licha ma?'), mówi, że chętnie pokaże, a wszystko oczywiście z wdzięczności za pyszną kawę. No dobra, ciekawość zwyciężyła, Michał sobie później zobaczy taras i kilka innych miejsc, idziemy z Bubą.
Kawa zrobiona, podana Bubie. Nie, dzięki, ja jakoś teraz nie. No dobra, to idziemy.
Na górę, przez książęcą, i... aaaaa, TO przejście. Nie no, to ja je znałam, żadnej rewelacji. Za książęcą stromymi schodami w górę, tędy szłyśmy z Natalią na taras w październiku. Tylko skąd ona ma ten klucz?
Przed samymi drzwiami prowadzącymi na dach Buba podsuwa mi pod nos kubek z kawą 'masz, spróbuj jak dobra'.
___
Ok, jestem lamą. Ale to była KAWA, kawy się nie odmawia! Poza tym kto by był na tyle perfidny, żeby...
___
Łyk kawy, całkiem mocnej. Sekundę później zgrzytnęła kłódka, Buba otworzyła drzwi na dach, a ja niczego się nie spodziewając wylazłam za nią.
Nagle z lewej widzę Julke, z prawej Hanę. Celują we mnie różdżkami. Ej, ludzie, o co wam...
Jakieś zaklęcia, różdżka wypada mi z dłoni, a Buba uprzejmie informuje: 'W kawie było veritaserum, teraz pójdziesz z nami'.
Ostatni raz poczułam się tak wrobiona chyba na urodzinach Ovcy.
O, jest jeszcze czwarta osoba - cześć Złoty. ('Więcej was tu nie było?')
'Pani rektor teraz pójdzie z nami.' Julke, gdybyś mogła zobaczyć wyraz swojej twarzy.
Trzymała mnie na muszce z przodu, z tyłu czułam końce dwóch innych różdżek na plecach. Idziemy tym wąskim przejściem na dachu, a mi w głowie kołacze się tylko !@#$%^&¡jak oni śmieli!@#$%^
No to pięknie, zasadzka przeprowadzona chyba idealnie, pogratulować naszym kadetom. Idziemy, obchodzimy prawie cały dach. Dochodzimy do podestu, tam jest więcej miejsca. Sadzają mnie na schodkach. No dobrze, proszę bardzo, nie mam nic do ukrycia.
Naprawdę nie miałam. Z tym, że oczywiście musiałam się przejęzyczyć, cholera.
Przesłuchanie było natarczywe i mało przyjemne, niejaką satysfakcją był jedynie fakt, że nie otrzymali tego, czego się spodziewali. Tak, moi drodzy, i kto tu jest naprawdę dobry, a kto zły?
Na zakończenie grupka moich porywaczy naradziła się przy mnie co tu teraz zrobić i co mam właściwie pamiętać, a czego nie. Ustalili, że zostanę tam sobie z Bubą jak przyszłam, wypiję kawę, pogadamy. Następnie wyrecytował mi to Złoty na chwilę przed tym jak rzucił na mnie Obliviate.
Ostatnio zmieniony przez estera dnia Nie 13:33, 04 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Trino
Profesor LSM
Dołączył: 01 Paź 2009
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Trójmiasto <3
|
Wysłany: Nie 13:16, 04 Wrz 2011 Temat postu: |
|
estera napisał: |
Ostatni raz poczułam się tak wrobiona chyba na urodzinach Ovcy.
|
Dziękuję w imieniu Ovcy i swoim <3
|
|
Powrót do góry |
|
|
Julke
Profesor LSM
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 19:31, 06 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Szczerze mówiąc nie pamiętam już, czy w poniedziałkowy wieczór Hana i Stanleyowa były już w naszej grupie. Tak czy inaczej, Buba przyszła do mnie tuż po ogłoszeniu Pierwszej Lekcji Eliksirów.
- Julke. Dzisiaj jest nasza szansa, żeby zdobyć veritaserum.
- Myślisz, że będzie je miała przy sobie?
- Myślę, że może chcieć nam zaprezentować różne eliksiry, no wiesz, na początek pierwszej lekcji. Pokazać, co będzie przydatne w pracy aurora. Weźmy jakieś fiolki.
Oczywiście, każda z nas miała fiolek od zarąbania. Moja jedyna wypełniona była Felix Felicis, a nie miałam zamiaru wylewać tak potężnego eliksiru do ścieku. Tuż przed lekcją Buba wcisnęła mi w rękę pojemnik na wykałaczki. Taki plastikowy, z dziurawą pokrywką, żeby łatwiej było z niego wysuwać wykałaczki i wylewać veritaserum.
- Dziś uwarzycie eliksir, z którym jako aurorzy będziecie mieli do czynienia bardzo często.
Pani rektor zmierzyła nas spojrzeniem swoich czarnych oczu. Wyjęła z kieszeni kryształowy flakon wypełniony przezroczystym płynem, który błyszczał w migotliwym świetle świec.
- Veritaserum. - Powiedziała, a flakon zniknął z jej dłoni równie szybko, jak się tam pojawił. Zerknęłam na Bubę, ale ona, jak i wszyscy inni, wpatrzona była w panią rektor, która kontynuowała swoje przemówienie. - Podzielcie się w pary, zarówno przepisy jak i składniki znajdziecie na stole. Macie pół godziny. Do roboty.
Kocioł bąbluje, mieszamy, mieszamy.
- Gdzie jest śluz gumochłona?
- Kto ma smoczą krew?
- Jest w takim małym flakoniku, gdzieś tam.
- Nie, my ją mamy, zaraz skończymy.
- Macie śluz?
- Nie, smoczą krew, ale my jesteśmy po nich.
- A my po nich!
I tak dalej, i tak dalej. Smocza krew wyjątkowo uparcie siedziała we flakonie, jak by tu zdobyć dwie krople? Przechylam... przechylam... Hnnng jeszczetylkotroszkę-
- Ee, pani rektor, trochę mi, ee, poleciało tej smoczej krwi, czy jest szansa żeby ją, no nie wiem, odlać...?
Estera zatrzymała się i spojrzała na mnie.
- Uhm, tak, rozumiem.
Estera ruszyła dalej. Upewniłam się, że jej uwaga skupiona jest na kimś innym i wylałam zawartość łyżeczki na podłogę, po czym ponownie zabrałam się do odmierzania.
Pod koniec lekcji zmarkowałam ostatnie mieszanie i odlałam kilka łyżeczek do opakowania od wykałaczek. Wsunęłam je do kieszeni, jedną dłonią manewrując pokrywką. Amelia w międzyczasie napełniła i zakorkowała fiolkę do sprawdzenia. Pokrywka, którą udało mi się wcisnąć na opakowanie, pękła z trzaskiem, toteż rozejrzałam się ze zdziwieniem, ale cóż - byłam jedyna. Najwyraźniej nikt inny nie usłyszał tego GRZMOTU.
Moja grupa skończyła ostatnia, więc zostałam chwilę i podeszłam do Estery z moim Feliksem.
- Pani rektor, czy zechciałaby pani może spojrzeć na ten eliksir? Dostałam go na urodziny i zastanawiam się, czy to autentyk.
- Zaraz zobaczymy - Rzekła, kiedy podałam jej buteleczkę. Kilkukrotnie obróciła nią przy płomieniu świecy. - No cóż, jeśli to podróbka, to naprawdę bardzo dobra. Proponuję, żebyś wypróbowała go po prostu zażywając... Oczywiście nie w dniu meczu Znikaczy.
- Ależ oczywiście - Wyszczerzyłam zęby. - Dziękuję, pani rektor.
Ruszyłam w stronę schodów, a Książęcą zaczęła ogarniać ciemność. Przy schodach odwróciłam się jeszcze - to Estera zdmuchiwała świece.
Po zajęciach Buba wbiła na czwarte.
- Julke, weź to gdzieś schowaj, ja nie bardzo mam gdzie. - Powiedziała, podając mi fiolkę.
- Jak ty to...
- Zarąbałam jedną fiolkę, i jak nikt nie patrzył, po prostu wsadziłam rękę do kotła. - Roześmiała się.
- O-keej. Szkoda, że też nie ma korka, jak znam życie to coś mi nasiąknie. Zobaczymy w ogóle, czy którejkolwiek z nas się udało to uwarzyć.
Wsadziłam fiolki w różne miejsca (gdyby Trino znalazła jedną, zostałaby przynajmniej ta druga).
Poprzedniego wieczora dostaliśmy polecenie, by każde z nas zwerbowało jeszcze jedną osobę. Mój wybór padł na Złotego. Udało mi się go dorwać samego przed porannymi zajęciami.
- Oh hai Złoty, jak ci wczoraj poszły eliksiry?
- Zobaczymy, jak je dostaniemy z powrotem, no ale wiesz... Ciężko się skupić, kiedy Estera dyszy ci w kark.
- Ha! Dokłaadnie. Mnie też nienajlepiej poszło, w ogóle wszystkie składniki dostawaliśmy na końcu i w efekcie te odstępy czasowe nam się absolutnie nie zgadzały.
- Ano. Walka o składniki! Haba baba... - Tu Złoty zaczął poważnie schodzić z tematu veritaserum, toteż nakierowałam rozmowę na właściwy tor:
- Um, tak, no a wiesz, w końcu w pracy aurora veritaserum to niezbędne narzędzie, jak się już złapie czarnoksiężnika, to trzeba go jakoś wypytać, a przecież nie będziesz go przesłuchiwać Cruciatusem, nie?
- No daj spokój.
- KADECI, ZBIÓÓÓRKAAA! - Rozległ się okrzyk.
Ruszyliśmy na zajęcia, na ławki. Szit, mało czasu.
- Też bym nie potrafiła. A niektórzy tutaj trochę za lekko sobie biorą klątwy.
- Dokładnie! Może... Może warto byłoby coś z tym zrobić.
- Widzisz, Złoty. - Mimo rozpierającej mnie radości ściszyłam głos, bo zbliżaliśmy się do reszty ludzkości. - Powstaje grupa, która chce "coś z tym zrobić". Powiadomię Cię o najbliższym spotkaniu.
NIACH NIACH NIAAACH
- Złoty. - Profesor Nana powitała nowego rekruta uśmiechem. - Miło mi widzieć cię w naszych szeregach.
To na tym zebraniu pierwszy raz dostaliśmy informację, że Grupa Estery planuje użyć eliksiru wielosokowego. Zaczęliśmy więc się sprawdzać - pytać o rzeczy, które tylko my o sobie wiemy (co okazało się o wiele trudniejsze, niżby się mogło wydawać! Weź tu znajdź rzecz, której nie wie o mnie Trino... A którą ja PAMIĘTAM.)
- Złoty, od ciebie tak jak i od reszty będę chciała, żebyś kogoś zwerbował, wiesz już, jak to się robi.
- No akurat Julke miała ułatwione zadanie, bo to ja zacząłem rozmowę o grupie...
Roześmiałam się.
- Naprawdę aż tak dobrze mi poszło?
Nana spojrzała na mnie z rozbawieniem (i, lubię sobie mówić, odrobiną podziwu). Musiałam zrelacjonować całą rozmowę werbunkową, a bulwers na twarzy wrobionego Złotego był wart każdej sekundy.
- No więc właśnie - śmiała się Nana - zrób coś takiego!
Kilka godzin później, tuż przed balem, profesor Nana odciągnęła mnie na bok.
- Pani rektor mówi, że nikomu nie udało się uwarzyć veritaserum, zresztą i tak pewnie nie byłoby zbyt mocne. Musicie ukraść jej zapas. Zazwyczaj nosi je przy sobie, ale wiem, że podczas balu zostawi je w Niemcu. Niemiec będzie zamknięty, a klucze w kieszeni twojego partnera do tańca.
Co.
- A...ha.
ŻADEN. PROBLEM.
Tym rym tym tym tym tym-tyrym. Rym tym tym tym tym tyym-tyrym. Rymtym tym tym tym tym tym-tyrym- rymtym tyrym tym tym.
ŁO-O-O-O-OOO-OO-O-O-OŁ, ŁOO-O-OŁ CAUGHT IN A BAD ROMANCE
Zasłoniłam Bubę szatą, kiedy przeszukiwała marynarkę profesora Adama.
- Nie ma - mruknęła.
W tym momencie zauważyłam, że patrzyła się na nas Jaga. Damn.
Może Buba po prostu zlamiła? Przecież nie będę przeszukiwać ubrań, które profesor ma aktualnie na sobie!
Przeszukałam marynarkę jeszcze raz. No faktycznie, nie ma.
- Yy, panie profesorze, kokardki mi się prują - mogę skoczyć po nożyczki?
- Tak tak, idź - powiedział zajęty czymś innym Łukasz.
Kiedy wychodziłam z sali, złapałam spojrzenie Jagi. Damn!
Zdążyłam już przerzucić ładny kawał gruzu w bezowocnym poszukiwaniu veritaserum, kiedy do Niemca wszedł Adam.
- Co ty tutaj robisz?
- Szukam nożyczek. Brawo, Julke, to nie brzmi podejrzanie, ani trochę!
- Tutaj są. - Profesor Adam podał mi nożyczki, które leżały absolutnie na widoku. - A za tę linię nie wolno wam wchodzić.
- Oj! A to przepraszam. Najwyraźniej jestem ślepa. Chyba raczej tępa. Już się zmywam.
Kiedy wróciłam na miejsce, chciałam zdać sprawozdanie z moich poczynań dowolnej wtajemniczonej osobie, ale ledwie ruszyłam w stronę Hany, Jaga magicznym sposobem znalazła się tuż obok nas. Uh-oh.
- Nie znalazłam. Muszę uważać, Jaga mnie pilnuje. - Powiedziałam półgębkiem mijając Hanę.
Minęło kilkanaście minut spędzonych na nerwowej obserwacji, zwieńczone moim ulubionym wydarzeniem. Ktoś, chyba Nana, podszedł do mnie i kazał się nie wychylać... Bo Jaga mnie obserwuje. Poryłam się nieludzko, oczywiście jak się później okazało - Jaga, wraz z pozostałymi członkami grupy Estery, miała mnie absolutnie w dupie.
Tego wieczora co najmniej pięć osób przeszukało Niemca. Wszyscy zawiedli.
Środa, o ile dobrze pamiętam, była dniem, w którym śmierciożercy zaatakowali Londyn. Benek opuścił szeregi kadetów. Szlabany leciały na prawo i lewo, gdzieś w międzyczasie odbyła się najgorsza lekcja dziejów magii ever, na której popłakałam się ze śmiechu i czytałam fragment Malleusa poświęcony dojeniu krów na odległość (jak wiadomo, Lakcyfer to z łaciny "niosący mleko"). Niniejszym chciałabym przeprosić profesora Łukasza.
Istnym cudem udało mi się zmusić do pójścia na moją ulubioną lekcję, zaklęcia. Nie trwały, niestety, zbyt długo.
Pani rektor zaczęła zajęcia od przetestowania zaklęć z poprzednich lekcji. Dostałam jednym expelliarmusem, potem drugim, w końcu wymamrotałam jakąś wymówkę i udało mi się przysiąść z boku. Kiedy już wszyscy się popisali (lub nie), usłyszeliśmy przemowę o walce z nieznanym. I o tym z trzech Zaklęć Niewybaczalnych, którego efekty są...
- Najmniej groźne? Nie, nie zrozumcie mnie źle. Imperiusa można wykorzystać do wyrządzenia jeszcze większego zła. Ale akurat to zaklęcie da się przełamać, możliwe jest sprzeciwienie się woli rzucającego. Oczywiście, wymaga to ćwiczeń. Czy ktoś chciałby może... Yuki, bardzo dobrze.
Yuki stanęła naprzeciwko Estery.
- Nie broń się, moja droga, nie temu mają służyć te ćwiczenia... Imperio.
Ciało Yuki nagle się rozluźniło. Podnosiła i opuszczała ręce, mierzyła dookoła różdżką, chodziła w tył i w przód - wszystkie ruchy kierowane różdżką pani rektor, wolą innej osoby. Przeszedł mnie dreszcz. Yuki otrząsnęła się; spojrzałam w bok - to Estera opuściła różdżkę.
- Ooo nie! - Kinga wystąpiła z szeregu z oburzeniem na twarzy. - To jest czarna magia, ja się na to nie pisałam!
I wybiegła z Książęcej, a w krok za nią postąpiła Bezia, dorzuciwszy swoje zdanie na ten temat.
Zaraz... Bezia? Ona przecież była po stronie Estery! Ha, no to subtelna zmyłka, dziewczyny.
- Hm, no dobrze, widzę że nie wszyscy mają na to nerwy. Yuki, teraz spróbujesz się oprzeć zaklęciu. Gotowa? Imperio!
Tym razem ruchy Yuki były mniej płynne, i widać w nich było wysiłek - mimo wszystko jednak spełniła każde polecenie Estery.
- Taka prezentacja wam chyba wystarczy, podzielcie się teraz w pary...
- Naprawdę? - Nie wytrzymałam. Rozważałam pozostanie na sali w wypadku, gdyby Estera rzucała Imperiusa na nas. Naprawdę warto by było dowiedzieć się, jak to jest. Ale w parach, w tym zamieszaniu? Dać się wypytać komuś z grupy Estery? Nie mogłam tak zaryzykować. Poza tym, sama też musiałabym go rzucić, a tego zrobić nie mogłam.
- Julke. - Pani rektor parsknęła z politowaniem. - Wiesz przecież, że jako aurorzy będziecie musieli stawiać opór temu zaklęciu.
- Owszem. Ale nie rzucać je na siebie nawzajem.
Ruszyłam do wyjścia, słysząc za sobą cichnący głos.
- Jeśli ktoś jeszcze nie czuje się na siłach, że ćwiczyć to zaklęcie, może teraz wyjść.
Na schodach natknęłam się na Hanę i Złotego. Obserwowali, kto schodził, i chcieli podsłuchać lekcję, na której nie mogli zostać.
- Kinga i Bezia wybiegły pierwsze, ale raczej dla zmyłki - szepnęłam.
- No tak tak, Bezia na pewno.
- A Kinga?
- Kinga chyba jest z nami.
Wieczorem pani rektor wdziała tęczę i wraz z Kotami wybiegła na boisko, by zmierzyć się z Kwintopedami. Hana i Buba skorzystały z okazji i dokonały niemożliwego - zwinęły veritaserum (na pewno każda chętnie opisze, jak to się stało). Oprócz tego podsłuchały zebranie grupy Estery (co również na pewno chętnie opiszą!) Ja ze swojej strony powiem, co uświadczyłam.
Siedziałam na trzecim w towarzystwie Bogny (już zwerbowanej), Owcy (w naszym mniemaniu już DAWNO zwerbowanego przez drużynę przeciwną, w rzeczywistości - nieświadomego kminy), Oli, Kasi, Pauliny i Konia.
Nagle do pokoju wbiegła uchachana Hana, rozejrzała się, i mało subtelnie wyciągnęła mnie na korytarz.
- Julke! Julke! Ooo, Julke! Podsłuchałyśmy zebranie Estery, zaraz tu przyjdą zwerbować dziewczyny! Buba została jeszcze słuchać, też zaraz tu przyjdzie, na razie ja wyciągnę Owcę a ty werbuj dziewczyny!
Wyraziłam aprobatę mruknięciem i powróciłyśmy do pokoju.
- Owca, przejdziesz się ze mną na wieżę? - Powiedziała nonszalancko Hana.
- Yhm.
Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, skinęłam w stronę Bogny.
- Dziewczyny. - Odchrząknęłam. - Nadchodzą ciężkie czasy. Na pewno zauważyłyście, co dzieje się na zamku. Doniesienia o Dilmunie są wysoce niepokojące, a w świetle jego anonimów, dostarczonych prosto pod nasze drzwi, zaczynamy tracić zaufanie do pani rektor, a już z pewnością nie podobają nam się jej metody. Wiemy, że zbiera wokół siebie grupę. Zaklęcia Niewybaczalne, haba baba! Jesteście z nami? Tak? To świetnie.
Jestem świetną skrybą i nie pamiętam, co tam chrzaniłam, na szczęście Bogna mnie wsparła.
A na schodach spotkałam Bubę, jeszcze bardziej uchachaną niż Hana.
- Julke! - krzyknęła, wskazując na Owcę. - Nie mają go!
- Że co?!
- No NIE MAJĄ GO! Werbujemy go teraz!
Ogólny Spass był wielki, Owca tylko stał pośród i robił "Co?!".
I tak byłyśmy z siebie niesamowicie zadowolone, że zgarnęłyśmy Esterym rekrutów sprzed nosa. No, ale Owca miał swój własny mały plan. Jak mu poszło? Wieczorem podszedł do mnie i złapał się za nadgarstki.
- Hę?
- No... - Podetknął mi ręce prawie pod twarz.
- Owca, nic mi to nie... WHOA.
Odebrało mi mowę. Estera, ciesz się, że cię wtedy nie było obok.
Potem Hana zabrała Owcę na czyszczenie pamięci, siedział przybity aż do eliksirów. Ty mała mendo, naprawdę było mi ciebie wtedy żal!
A na eliksirach warzyliśmy antidotum na eliksir tojadowy (hehe, fail).
Aczkolwiek ten mini-fail był niczym w porównaniu z małym potknięciem dnia następnego... bo dzień następny był Dniem Zagłady (tak mam w notatkach) i zasługuje na osobny post. Poza tym zostało mi jeszcze kilka drobnostek, których nie potrafię umiejscowić na linii czasu. Póki jestem we Wrocławiu (i kradnę internet sąsiadom) tylko pisanie trzyma mnie przy zdrowych zmysłach...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|